Radni chcą czytelnych rozkładów jazdy i nazw przystanków, aby turyści i osoby przyjeżdżające do stolicy bez problemów się w niej odnaleźli. Ale nazwy przystanków mogą mieć tylko 15 znaków.
Tomasz Daszkiewicz, kierownik Działu Planowania Układu Komunikacji Zarządu Transportu Miejskiego podczas środowej Komisji Nazewnictwa Miejskiego opowiedział, jakie są zasady nadawania nazw warszawskim przystankom. Radni pytali, jak można je zmienić, aby każdy wiedział, w jakiej części miasta się znajduje. Problem z tym mają zwłaszcza turyści i przyjezdni.
Nazwy przystanków w pierwszej kolejności nawiązują do obiektów komunikacyjnych czy instytucji, np. Dworzec Gdański czy Wola-Ratusz. Nazwy pochodzą też od przecinających ulic oraz rond np. Rakowiecka czy Dworkowa, które są prostopadłe do Puławskiej. W ten sposób mają ułatwić pasażerom ocenę, gdzie najlepiej wysiąść. Jeżeli takich ulic nie ma, albo zostały już wykorzystane, ZTM bierze pod uwagę dalsze ulice, kościoły, szpitale i inne obiekty. Tu przykładem może być Morskie Oko.
W przypadku przypadków krańcowych, czyli takich na których autobusy lub tramwaje kończą trasę, jest podobnie. Dodatkowo jednak bierze się pod uwagę topografię, aby pasażer wiedział dokąd dojedzie.
– W ostatnich latach zdarzały się pojedyncze przypadki zmian nazw przystanków. W 2012 roku było ich cztery, w 2013 roku trzy i w 2014 były cztery – wyliczał Tomasz Daszkiewicz.
Ostatnim przykładem jest zmiana nazwy DH Smyk na Kruczą. Związane to było ze sprzedażą i remontem budynku, do którego nawiązywała nazwa. – Staraliśmy się od nowego inwestora zdobyć informację, czy nadal obiekt będzie funkcjonował pod starą nazwą, ale niestety nie udało się nam tego dowiedzieć. W takim razie musieliśmy podjąć decyzję o zmianie – tłumaczył Daszkiewicz.
Po krótkiej prezentacji zaczęły się pytania. – Czy możemy do części przystanków dodać informację, na jakim rogu ulic wysiadamy? Takie rozwiązanie funkcjonuje w Paryżu – pytała przewodnicząca komisji Anna Nehrebecka-Byczewska (PO).
– Ogranicza nas system z jakiego korzystamy. Przystanki powinny mieć nazwy nie dłuższe niż piętnaście znaków. Chodzi oto, że te nazwy są umieszczane w systemie, rozkładzie, tablicach informacyjnych na przystanku jak w pojazdach. A w przypadku rozkładów już teraz odbieramy sygnały że czcionka jest zbyt mała – tłumaczył przedstawiciel ZTM.
– To może chociaż pełna nazwa w miejscu gdzie wysiadamy? – zastanawiała się przewodnicząca.
– Nie. Wprowadzenie podwójnych nazw wprowadzałoby w błąd – odpowiedział Daszkiewicz.
– Mamy bardzo klarowny system dla zarządzających ruchem. Jednak ja patrzę od strony pasażera, który chce wiedzieć ,gdzie się znajduje. Może jest potrzeba przekonstruowania systemu. Można pomyśleć o takim skonstruowaniu kart informacyjnych, aby były bardziej czytelne. Nasze aktualne tabliczki są dość archaiczne – mówił Paweł Weszpiński z Zespołu Nazewnictwa Miejskiego.
– W dodatku nasza komunikacja jest dostosowana do metra, co jest absurdalne. Warszawa ma ważniejsze punkty niż być narośnięta na bogatą siatkę linii metra – mówił Weszpiński. Poparła go radna Olga Johann (PiS), która uważa nazwanie stacji metra Uniwersytet Warszawskiej za nietrafioną.
– Moim zdaniem w środkach transportu może być skrócona nazwa, a na zewnątrz pełna – zaproponował Weszpiński.
– Może można szerzej korzystać z podobnego rozwiązania, jakie jest w metrze. Plan metra jest przedstawiony w kolorach i jasno widać gdzie można przesiąść się inną linie – wtrąciła Nehrebecka-Byczewska. Wtórowała jej Aleksandra Sheybal-Rostek (PO). – Jak byłam mała, bez problemu było można wszędzie trafić – powiedziała.
– Na nowych tablicach już jest informacja, do jakich innych środków komunikacji można się przesiąść – zauważył przedstawiciel ZTM.
Nie do końca zgadzał się z tą opinią radny Filip Frąckowiak (PiS). – Zdarza się, że na tablicach pokazywane są tylko najbliższe przystanki, a linia ma ich kilkadziesiąt – powiedział.
– Zgadzam się, że w niektórych tramwajach jest system, który pokazuje najbliższe przystanki. Był on zakupiony już jakiś czas temu testowo, ale w każdym takim pojeździe jest naklejka z pełną trasą danej linii – wyjaśnił Daszkiewicz. – Dodatkowo nie docierają do nas skargi związane z nazewnictwem lub są to sporadyczne przypadki. Aktualny system nazewnictwa przystanków ukształtował się w latach 80. i 90. poprzedniego wieku.
– Natomiast do nas napływają. Dużym problemem szczególnie dla turystów jest ulica Królewska, na której pod rząd znajdują się trzy prawie takie przystanki – wyjaśniła przewodnicząca komisji.
– Brakuje mi konsekwencji, bo jednak Królewska-Zachęta się da, a już z Królewską róg Marszałkowskiej jest problem. Może mimo wszystko warto dodać nazwie drugi człon, ale krótki? – pytała Aleksandra Sheybal-Rostek.
– Problemem dla mieszkańców Sródmieścia jest przystanek Hoża, który bardziej jest Wspólną – zgłosił mieszkaniec obecny na sali.
Przewodnicząca komisji zaproponowała, aby przejrzeć wspólnie listę nazw przystanków. – W ten sposób łatwiej uda nam się wszystkim odnaleźć – podsumowała. – I może uda się wprowadzić w paru miejscach dwuczłonowe nazwy – wtórował za nią przedstawiciel Miejskiego Zespołu Nazewnictwa.