„Prezydent nie powinien płakać, że nie ma pieniędzy, tylko je zdobyć”, „już tęsknimy za Hanną Gronkiewicz-Waltz” – to tylko niektóre opinie uczestników debaty podsumowującej pierwszy rok obecnej kadencji władz Warszawy.
Debatę na temat zarządzania Warszawą zorganizowała klubokawiarnia CH25 (Chłodna 25). Jej uczestnicy komentowali porażki i sukcesy obecnych władz miasta.
– Bardzo dużą wagę przywiązujemy do dobrej komunikacji – mówił radny Warszawy Paweł Lech (PO). – Otworzyliśmy kolejne trzy stacje metra, rozstrzygnięty został przetarg na nowoczesne tramwaje. Warszawiacy muszą mieć dobry dojazd do pracy, szkoły itp. Jeśli chodzi o obietnice wyborcze, to prezydent Rafał Trzaskowski już zrealizował tą dla niego najważniejszą czyli bezpłatne żłobki dla dzieci. Obecnie w żłobkach są wolne miejsca, budują się kolejne, miasto wykupuje też miejsca w prywatnych placówkach.
Nie zgodził się z nim radny Warszawy Dariusz Lasocki (PiS). – Za wcześnie mówić o sukcesie żłobków, czas pokaże, jak to się uda – ripostował. – Jedyna obietnica, którą spełnił obecny prezydent to podpisanie karty LGBT.
Podkreślił, że obecny prezydent nie ma dobrego zaplecza organizacyjnego. – To jedna samotna, odosobniona osoba, która do tej funkcji nie została odpowiednio przygotowana. Możliwe też, że ta funkcja po prostu przydarzyła się prezydentowi i przydarzyła się warszawiakom – ocenił. – Kadencja obecnego prezydenta to permanentny kryzys, który wychyla się zza każdego rogu.
Radny PiS porównał też prezydenta Trzaskowskiego do jego poprzedniczki Hanny Gronkiewicz-Waltz. – Albo zatęsknimy albo już tęsknimy za chłodnym, wyrachowanym podejściem pani prezydent, która nie angażowała się w spory polityczne, tylko powoli realizowała swoją strategię samorządową – mówił radny Lasocki.
Z kolei radny Tomasz Żyłka (.N) zwrócił uwagę na ograniczone środki w miejskiej kasie. – Wiele rzeczy wykonuje się rękami samorządów, które niestety nie mają refundowanych środków – tłumaczył. – Pewne rzeczy muszą więc być realizowane kosztem kultury czy transportu. Mam nadzieję że w kolejnym roku kadencji dobre rzeczy będą bardziej widoczne i ten przekaz będzie lepszy.
Były wiceprezydent Warszawy Jacek Wojciechowicz podkreślił, że początek kadencji to głównie realizacja projektów przygotowanych przez poprzedników. – W pierwszym roku mieszkańcy nawet się nie orientują, czy prezydent jest czy nie – tłumaczył. – Ja już widziałem już w kampanii, że będzie źle, ale nie przypuszczałem, że będzie aż tak źle. Pokazywały to choćby głupie obietnice czwartej czy piątej linii metra. Dziwię się, że wyborcy to kupują. Mówimy o metrze, tramwajach – ale tu prezydent Trzaskowski tylko przyszedł i przeciął wstęgę.
Nawiązał też do przygotowywanych koncepcji trzeciej linii metra. – Te koncepcje przygotowane są od 30 lat – zauważył. – Kładki nad Wisłą nie będzie, obwodnicy śródmiejskiej nie będzie. Miastom zawsze brakuje pieniędzy. Mnie najbardziej zadziwia fakt, że władze Warszawy robią wszystko, żeby tych pieniędzy nie było, a pomaga im w tym rząd. Nie rozumiem, dlaczego zaciągnięto ręczny hamulec na rozwój Warszawy. Od trzech lat nie ma w Warszawie wielkich inwestycji – inwestorzy narzekają, a pieniądze nie trafiają do budżetu miasta.
Uczestnicy debaty komentowali też konflikt pomiędzy władzami Warszawy a władzami kraju.
– Obrażanie się na rząd i robienie polityki jest błędem – mówił Dariusz Lasocki. – Po awarii kolektora ściekowego prezydent Trzaskowski najpierw mówił, że sam sobie poradzi, a potem z podkulonym ogonem poszedł do premiera Morawieckiego i dzięki temu pojawił się most pontonowy – przypomniał.
Ocenił, że decyzje prezydenta są niedojrzałe. – My jako radni chcemy współdecydować o samorządzie – tłumaczył. Pan prezydent mówi, że chce z nami współpracować, ale w ciągu tego roku nawet nie dostaliśmy zaproszenia do dyskusji. Nie można się obrażać na to, że PiS wygrało wybory na kolejną kadencję.
– Miejscem takich rozmów jest Rada Miasta Stołecznego Warszawy – ripostował Paweł Lech. – Warszawa jest specyficznym samorządem, gdzie każda rzecz inna niż prosta inwestycja jest sprawą polityczną. Warszawa traci na tym, że polityka rządowa odstręcza w jakiś sposób inwestorów w całej Polsce. Cały samorząd cierpi na tym, że obietnice rządu są realizowane kosztem samorządu. W przyszłym roku trzeba będzie na nie wydać ok. 6-7 proc. budżetu miasta.
Spokojną, merytoryczną dyskusję chciałby widzieć też Tomasz Żyłka. – Mam bardzo dużo szacunku dla radnych PiS – mówił. – Widzę, że są bardzo dobrze przygotowani do obstrukcji i destrukcji. Do wytykania różnych prawdziwych i domniemanych błędów. Takiej determinacji nie ma jednak w przypadku pozytywnych propozycji – ocenił.
Odwołał się także do swojego doświadczenia w Komisji Budżetu i Finansów. – Widzę tam, że pieniądze „uciekają”. Musimy dokonywać przesunięć, które bardzo źle wyglądają i mogą być uważane za wyraz nieudolności. Do tego dochodzi „janosikowe” czyli 1,4 mld zł, które będzie miała do zapłacenia Warszawa na rzecz uboższych gmin.
Z kolei Jacek Wojciechowicz zarzucił władzom miasta działanie w chaosie. – W 2006 r., gdy przejmowaliśmy władzę, po 5-6 miesiącach od wyborów przedstawiliśmy plan inwestycyjny na 10 lat. Trzeba było odblokować inwestycje, nadać im nowy impuls. Gdzie jest dzisiaj jakiś plan? Poza ścinaniem, oczywiście – ironizował.
Odniósł się także do ubytków w kasie miejskiej. – Prezydent nie jest od tego, żeby płakać, że nie ma pieniędzy – podkreślił. – Prezydent ma mnóstwo możliwości, żeby te pieniądze zdobyć. Już teraz widać, że inwestorzy uciekają ze swoimi pieniędzmi z Warszawy do Gdańska czy Krakowa. Żalą się, że Warszawa blokuje im możliwość działania, władze nie podejmują żadnych decyzji. W poprzednich kadencjach mieliśmy inne podejście do inwestowania – nie technokratyczne, lecz typowo samorządowe. Obecnie w ratuszu panuje „ministerialna” atmosfera, przetrącona atmosferą brukselską. Wiceprezydenci mówią dyrektorom, żeby nie przychodzili do nich tylko z sukcesami, a z problemami mają sobie radzić sami. W ten sposób marnuje się po prostu czas. Na razie się zmarnował rok, mam nadzieję że na tym się skończy.
– Jeżeli rzeczywiście jest problem z pozwoleniami, to trzeba to natychmiast zmienić – skomentował Tomasz Żyłka.
– Jeżeli urząd przestaje wydawać decyzje, to dzieje się jak z prohibicją w Stanach – rodzi się szara strefa – dodał Wojciechowicz. – Nie mogę tego zrozumieć, że do prezydenta przychodzą koncerny zagraniczne, a nawet ambasadorowie w konkretnych sprawach i nic się nie dzieje. Takie działanie jest antyrozwojowe i powoduje brak pieniędzy, który już się odbija, a potem będzie się odbijał jeszcze bardziej.
Z kolei Paweł Lech podkreślił, że Warszawa jest specyficznym miastem, znajdują się tu władze państwowe, administracja centralna, jest dużo terenów PKP. – Nie da się ich dobrze zagospodarować bez dobrej współpracy z rządem – tłumaczył. Prezydent Trzaskowski ma problem – nie ma zaplecza w postaci swojego rządu czyli jest w dużo cięższej sytuacji niż Hanna Gronkiewicz-Waltz. Moim zdaniem jesteśmy w niepotrzebnym sporze ideologicznym z rządem – ocenił.
Dariusz Lasocki zwrócił uwagę na małe zaangażowanie prezydenta w sprawy miejskie. – Czy widzieliście prezydenta z „zakasanymi rękawami”? – pytał. Ten ostatni rok, a szczególnie 5-8 miesięcy, to czas wyczekiwania. W skali od 1 do 10 ja bym postawił postawił prezydentowi 2 awansem za to, że pan prezydent w ogóle jest – nie zdezerterował. Nie znajduję punktu zaczepienia, nie widzę żadnej wizji.
– Są rzeczy niezauważalne, które jednak się dzieją – ripostował Paweł Lech. – Trwa budowa 15 szkół podstawowych i 20 przedszkoli. Takiej liczby nie było nawet w tych dobrych czasach poprzednich. Wracając do sprawy mostu pontonowego: gdyby Władysław Jagiełło tak budował most jak żołnierze ministra Błaszczaka, to by nie dotarł pod Grunwald.
Zdaniem Tomasza Żyłki „kuleje” strategia informacyjna miasta, co powoduje, że łatwiej krytykować niedoskonałości niż pokazywać sukcesy urzędu. – Nie pomaga nikomu permanentna kampania wyborcza w Polsce. Mam nadzieję, że po wyborach prezydenckich wszystkie ugrupowania zajmą się robotą a nie polityką – mówił radny Żyłka.
Prezydenta bronił też Jacek Wojciechowicz. – Nie mówmy, że prezydent Trzaskowski nic nie robi – zastrzegał. Gdybym miał mu coś poradzić, powiedziałbym mu tak: „Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma. Jest pan prezydentem Warszawy. Jeśli nie chce się pan zapisać jako najgorszy prezydent Warszawy w III RP, to trzeba się brać do roboty.
Podkreślił, że prezydent Trzaskowski ma jeszcze szansę, by dobrze się zapisać w historii Warszawy. – Zawsze mówiłem Hannie Gronkiewicz-Waltz: to dobrze, że mamy dobry PR, ale przede wszystkim musimy dużo robić. I teraz jest ten czas, kiedy rzeczywiście coś trzeba ruszyć w mieście. W skrócie: pomysły, pomysły i praca.