Są takie małe uliczki w stolicy, gdzie ruch kołowy jest tak duży jakby to były kluczowe arterie miejskie.
Należy do nich niewielka ulica Kresowa, która przebiega pod wiaduktem ulicy Marsa łącząc Gocławek z Marysinem Wawerskim.
Od chwili oddania do użytku obu nitek wiaduktu kierowcy jadący od strony Rembertowa zjeżdżają z wiaduktu by ominąć korek u zbiegu Marsa i Grochowskiej. Auta kierują się ulicami Naddnieprzańską, Murmańską lub Jordanowską do Kresowej by dalej pojechać do Szaserów.
To wygodna alternatywa by dostać się aż do Dworca Wschodniego i dalej do Targowej.
Na kierowców dojeżdżających do Kresowej czeka jednak niespodzianka. Skrzyżowania z Jordanowską i Murmańską są równorzędne, o czym niektórzy kierujący zapominają.
Gorzej, bo na obu tych skrzyżowaniach widoczność jest niemal żadna z powodu gęstych krzewów okalających przylegające do nich prywatne działki. Kierowcy wyjeżdżający z ul. Murmańskiej i Jordanowskiej nie widzą nadjeżdżających od ul. Makowskiej (i dalej Szaserów) samochodów i vice versa – jadący od Makowskiej w stronę wiaduktu nie widzą nadjeżdżających z prawej strony samochodów.
Notorycznie dochodzi tam do sytuacji, gdy kierowcy w ostatniej chwili zatrzymują się na środku skrzyżowania lub omijają wjeżdżające na nie auta. Na szczęście nie można tam jechać szybko więc dochodzi tam do awantur lub drobnych otarć pojazdów, których można byłoby uniknąć w prosty sposób. Wystarczyłoby na tych dwóch skrzyżowaniach z Kresową zainstalować słupki z lustrami.
Nadjeżdżający kierowcy z daleka widzieliby czy za rogiem nie czeka ich jakaś niespodzianka i mogliby się w porę zatrzymać ułatwiając wyjazd innym kierowcom. Koszt takiej inwestycji jest dla budżetu dzielnicy Praga Południe symboliczny, a znacznie poprawiłoby to bezpieczeństwo ruchu w tym rejonie.
Pytanie tylko co na to urzędnicy.
No to jak drodzy państwo – da się czy nie da się?