Właśnie wróciłem z kolejnego już spotkania władz naszej dzielnicy z mieszkańcami dotyczącego lokalizacji punktu dla czynnych narkomanów na Grochowie. I tak jak na poprzednim, które odbyło się przy ul. Paca 40, tak i na tym mieszkańcy dali panu burmistrzowi jednoznaczny sygnał, że nie życzą sobie tego rodzaju placówki.
Niestety, władze są innego zdania. Udało się dzięki protestowi mieszkanców, petycji i kilkuset podpisom nie dopuścić do zlokalizowania tego punktu przy ul. Kickiego 1. Przypomnę państwu – punktu dla czynnych narkomanów, w którym miałaby być dokonywana między innymi wymiana igieł i strzykawek dla osób uzależnionych od heroiny oraz w której miałyby funkcjonować – jak to określają przedstawiciele fundacji – „pokoje bezpiecznych iniekcji”. Okazało się właśnie, że władze dzielnicy postanowiły jednak zlokalizować siedzibę fundacji po drugiej stronie ul. Grochowskiej – przy ul. Grenadierów. Zapewniają co prawda, że będzie tam prowadzona tylko praca biurowa, ale po całym tym zamieszaniu i braku informacji nie dziwi zerowe zaufanie do władz dzielnicy w tej sprawie. Przecież o tym wszystkim zarówno ja, jak i mieszkańcy dowiedzieliśmy się z prasy. Burmistrz i zarząd dzielnicy nie uznali za stosowne skonsultować i przedyskutować tego pomysłu wcześniej ani z radami osiedli, ani z radnymi dzielnicy, ani nawet przedstawić go na Komisji Polityki Społecznej i Zdrowia.
Zapewniam państwa, że wspólnie z mieszkańcami nie ustanę dopóty, dopóki wybrane w końcu przez nas władze nie będą respektować woli mieszkańców. Przygotujemy stosowne pisma, dokumenty, z którymi dotrzemy wszędzie. Już teraz się okazało, że na skutek wniosku jednego z mieszkanców sprawa przydziału lokalu dla fundacji została objęta śledztwem Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga-Południe w sprawie przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiazków przez funkcjonariusza publicznego poprzez podpisanie umów najmu lokali z fundacją, czym działano na szkodę interesu publicznego. O dalszych losach tej sprawy będę państwa informował na łamach „Przeglądu”.